Rozmiar ma znaczenie

Przed wojną "drapaczami chmur" czy "niebotykami" nazywano nie tylko wieżowce, takie jak gmach Prudentialu, ale nawet wyższe kamienice, jak ośmiopiętrowy budynek przy Nowym Zjeździe. Wysokie budowle miejskie zawsze budziły duże emocje - z jednej strony porażał ich rozmach, wysokość, nowoczesność, z drugiej przeszkadzała wybujałość, zabór światła słonecznego i "uniżanie" okolicznej zabudowy. Architekci radzieccy wpadli więc na pomysł, aby ogromne (żeby nie powiedzieć monstrualne) gmaszysko ustawić na środku pustego placu. Żeby było okazalej na realizację swojego zamierzenia wybrali samo serce miasta, okaleczonego wprawdzie dość znacznie podczas wojny, ale jednak szczycącego się jakąś architektoniczną tradycją i tożsamością. Efekt wyniosłości i przytłoczenia Pałacu Kultury nad Centrum do dziś przeraża i jednocześnie zachwyca. W czasach obecnych wysokościowce rosną w stolicy jak grzyby po deszczu i to w coraz większym zagęszczeniu. Nie budzą już takich emocji jak kiedyś, szybko zostają oswojone, co nie znaczy, że ich budowa przebiega bez żadnych zawirowań i kontrowersji. Tyle tylko, że to już całkiem inna historia...

Listopad 2011. Warszawa. Widok ulicy Wroniej od skrzyżowania z Grzybowską. W tle wieżowiec Warsaw Trade Tower przy ul. Chłodnej 51. Fot. blogowsky

3 komentarze:

  1. Nie no, najpierw ta okolica była tylko zrujnowana, pustym placem ją zrobiono żeby PKiN postawić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech zburzą to małe coś, bo ludzi straszy. I więcej szklanego aluminium, będzie ładnie i kulturwalnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Racja racja! Więcej szkła i amelinium!

    OdpowiedzUsuń