W poprzednim poście pisałem o manipulacjach czasowych, ale równie ciekawe, a może nawet ciekawsze są manipulacje przestrzenne. Sfotografować dane miejsce w taki sposób, aby przywodziło na myśl zupełnie inne. Jakiś czas temu pewna agencja reklamowa wykonała cykl plakatów pokazujących Warszawę jako miasto, w którym można dostrzec pierwiastki innych miast. Kościół ewangelicki na Lesznie udawał katedrę kolońską, a zegar na Pałacu Kultury Big Bena z Londynu itp. Oczywiście kulturowo i mentalnie wciąż bliżej mamy do sąsiadów ze Wschodu, a i ich długoletnie panowanie w Priwislanskim kraju.(zarówno pod znakiem dwugłowego orła, jak i później czerwonej gwiazdy) zostawiło jednak sporo śladów materialnych. Niektórzy chcieliby je pozacierać, ale jakby nie było, to przecież część naszej historii i dziedzictwa. Tak czy inaczej, pewnego ranka na placu Bankowym zobaczyłem właśnie kawałek Moskwy. Wyłoniła się niespodziewanie z mgły sunącej gdzieś od Borodińskiego Mostu ku zaułkom Starego Arbatu. Niemal natychmiast w uszach zabrzmiała mi piosenka Bułata Okudżawy "Arbat, mój Arbat", a dalej to już się samo potoczyło...
Luty 2012. Warszawa. Plac Bankowy. Fot. blogowsky
Parę miejsc w stolicy wygląda np. jak Bejrut.
OdpowiedzUsuń