Drugowojenny kataklizm rozpalił umysły urbanistów - oto nadarzyła się gratka, by stworzyć miasto od podstaw, by zaplanować nowy układ dróg - wygodniejszych, szerszych i "bezkolizyjnych". Ale to BOS-owskie planowanie nie wykraczało zbyt daleko w przyszłość - oglądano się raczej wstecz, podśmiewając się w duchu np. z mozolnego, okupionego ogromnymi nakładami finansowymi przebijania ul. Bonifraterskiej przed wojną. Decyzją powojennych planistów część ulic poznikała zupełnie, inne poszatkowano bez umiaru, jeszcze inne zdegradowano do roli podrzędnej. Ilekroć znajdę się na ul. Andersa, na której hula wiatr i nic się specjalnego nie dzieje, nie mogę uwierzyć, że kiedyś skrzyżowanie Nalewek, Franciszkańskiej i Gęsiej było jednym z najruchliwszych punktów w tym mieście. A czy szkołę przy ul. Żelaznej trzeba było koniecznie postawić w poprzek Krochmalnej? To jest właśnie ten brak szacunku wobec tradycji, który osobliwie mnie porusza. Szkoda, że urbanistom zabrakło więcej fantazji, że nie wybudowano po wojnie sieci metra, że nie zaplanowano obwodnicy a cała para poszła w poszerzanie tras W-Z, N-S i całej reszty głównych ulic, które obecnie, mimo swej szerokości i tak się korkują w godzinach szczytu, kumulując cały ruch samochodowy. Projektowanie "idealnych" rozwiązań zawsze będzie porażką, jeśli nie szanuje tradycji i nie4 liczy się z nią w najmniejszym stopniu...
Kwiecień 2011. Warszawa. Przedwojenna zabudowa ul. Wawerskiej. Fot. blogowsky
A z najświeższych atrakcji wystarczy wymienić czarne pudło, psujące Bracką.
OdpowiedzUsuńI jeszcze szklano stalowy klocek na Bielańskiej. Ale ten to w założeniu ma "nawiązywać"...
OdpowiedzUsuń