Bramy kamienic-studni już dawno straciły swoją mroczną legendę. Dziś nie spotkamy tu raczej podejrzanych kiziorów, wyczekujących na "frajera do skubnięcia". Same kamienice pustoszeją, ich ostatni mieszkańcy powoli się starzeją, a dzieci wyprowadzają do lepszego życia. Niemniej jednak ilekroć wchodzę na takie podwórza towarzyszy mi dziwne uczucie. Nie jest to lęk, ale mieszanina ciekawości z jednej strony i poczucia niestosowności z drugiej. Takie "zaglądanie" ma w sobie coś z naruszenia intymności, z zakłócania ciszy i niezmąconego porządku rzeczy. Takie podwórko starej kamienicy to przecież jakby przedłużenie przestrzeni mieszkania, to strefa niemal półprywatna. Brama jest tu wyznacznikiem i symbolem przejścia do świata zewnętrznego. Ilekroć wchodzę na jakieś podwórze, wyobrażam sobie, jakie to musiało być uczucie, gdy się w taki świat dawniej. Życie na chwile zamierało a oczy wszystkich tubylców świdrowały przenikliwie człowieka z zewnątrz, pytając niejako "a ten tu czego?" Inna rzecz, że kiedyś w podwórzach mieściły się liczne sklepy, zakłady i wszelkiej maści interesy, które niejako usprawiedliwiały wizyty ludzi z zewnątrz. Dziś pozostają już tylko nieliczne kapliczki, zawieszony na szyi aparat fotograficzny i postawa "turysty", przypatrującego się otaczającemu światu z wyrazem zadumy i szacunku na twarzy.
Lipiec 2012. Warszawa. Oświetlona żarówką kapliczka w mrocznej bramie kamienicy Miedziana 3. Fot. blogowsky
Z jednej strony też mam takie uczucie naruszania pewnej "strefy intymności", gdy wchodzę na czyjeś podwórko. Z drugiej czasem aż szkoda nie skorzystać, bo druga okazja może się nie przydarzyć...
OdpowiedzUsuńJa to tylko patrzę czy jakieś autochtony chcące dać w japę tam nie siedzą. Jak nie to włażę. I co by nie było jedno podwórko i klatkę na Jagiellońskiej fotografuję od roku mimo, że jest tam pusto i bywam w miarę często.
OdpowiedzUsuń