Czekając na Godota

Godziny szczytu, tramwaj zapchany do imentu podjeżdża na przystanek, na którym czeka tłum wyplutych przez metro pasażerów, wysiadła jedna osoba, wsiąść próbuje ze dwadzieścia. Udało się może trzem. Reszta z wielkopańską miną (oni nie będą się pchać z motłochem), a zarazem z wściekłością, cofa się ostentacyjnie i spogląda w dal, czy przypadkiem nie widać w oddali nadjeżdżającego drugiego wozu. W koszmarnym ścisku czuję jak poszczególne części ciała innych współpasażerów wciskają się w moją niepozorną osobę. W takiej sytuacji granica pól metra własnej intymności kurczy się do 5 centymetrów. Tuż przed zamknięciem drzwi do środka, rzutem "na taśmę" wdziera się zdenerwowana pani w średnim wieku. Też chce jechać właśnie tym tramwajem i nie będzie czekać na kolejny. Ktoś ze środka nieśmiało protestuje "żeby się tak nie pchać, bo tu są małe dzieci". Pani zdziwionym głosem, jakby pierwszy raz w życiu w ogóle jechała tramwajem, mówi na głos sama do siebie: "Boże, co za ludzie, wszyscy się tłoczą przy wejściu, a tam w środku tyle wolnego miejsca!" ZTM już dawno powinien opracować naklejkę, coś na kształt tej z ustępowaniem miejsca starszym ludziom, która zakazywałaby wygłaszania tej kwestii pchającym się pasażerom. Dość, że płacę coraz więcej za bilety, nie muszę wysłuchiwać tej kwestii po 20 razy na tydzień!

Kwiecień 2012. Warszawa. Tłum pasażerów oczekujących na przystanku autobusowym Metro Ratusz-Arsenał pod "Błękitnym Wieżowcem". Fot blogowsky

2 komentarze:

  1. Od nowego roku będziemy płacić więcej żeby żule mogły jeździć za darmo lepszymi autobusami i metrem. W końcu kanar to takich śmieci nawet nie pochodzi. Boi się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako rasowy socjopata miałem ostatnio ubaw nie w transporcie miejskim a u dentysty. Musiałem zmienić zakład, więc zmieniłem i ten nowy ma takie fajne coś, że gabinety nie mają drzwi i z poczekalni widać, co dzieje się u każdego lekarza. Skutkiem ubocznym zabiegu, który mi wykonano (zamierzonym skutkiem, żeby nie było) był krwotok z jamy ustnej i plucie krwią na dentystkę, siedzącą vis a vis. Podczas gdy z dziąseł leciała mi krew a kobieta przede mną była nią obryzgana, o mało nie dostałem ataku śmiechu, bo przypomniałem sobie, że przecież wszystko widać z poczekalni, w której siedzą m.in. rodzice, próbujący uspokoić dzieci, przestraszone perspektywą wizyty. Jeśli widziały mój zabieg, ich życie nigdy nie będzie takie samo. Może nawet w przyszłości ustąpią ciężarnej staruszce w autobusie.

    OdpowiedzUsuń