"Dziki Zachód"

Miejskie dryfowanie nigdzie nie sprawdza się tak doskonale, jak na bliskiej i dalekiej Woli. Tak mi się przynajmniej wydaję. Z przyjemnością lubię się zatracić w wędrówce po tej części miasta. Tu wszystko wydaje się takie pogmatwane, chaotyczne, nieprzewidywalne, nawarstwione, poplątane. Resztki zabudowy pofabrycznej, przedwojenne kamienice, socjalistyczne bloki, współczesne wieżowce ze szkła i betonu - wszystko to doskonale sprzyja improwizowanym wycieczkom bez wyznaczonego celu, trasy i atrakcji. Dzielnica jednak bardzo szybko się przeobraża, "stare" ustępuje miejsca "nowemu", w takim tempie, że dzisiejsze zdjęcia są już nieaktualne nazajutrz. To zresztą jeszcze jeden argument za tym, że warto się powłóczyć po Zachodnim Śródmieściu i po Woli przy każdej okazji.

Maj 2012. Warszawa. Chodnik przy ul. Grzybowskiej. Ujęcie od skrzyżowania z Wronią w kierunku wschodnim. Fot. blogowsky

1 komentarz:

  1. W tamtych rejonach nieco dzieciństwa też mi przyszło spędzić. I zmiany są kolosalne. Po tzw. Dzikim Zachodzie nie ma już prawie śladu, i teraz, gdy znika, ludzie go zaczynają żałować. Bo wcześniej wszyscy chcieli, by go usunięto :P

    OdpowiedzUsuń